Panama City


Tanie połączenia międzykontynentalne mają to do siebie, że są niebezpośrednie. Tanie loty zaoferował hiszpański odpowiednik LOTu-Iberia. Barcelona-Madryt-Panama, powrót natomiast na trasie San Jose-Madryt-Barcelona. Te 4 loty kosztowały mnie łącznie 350 Euro. Dużo?

Lot z Barcelony do Madrtu. Na pokładzie głównie ludzie biznesu z laptopami na kolanach no i jeden zabłąkany Backpacker z Polonii. Czas mija szybko, przyjemnie i bezproblemowo. W Madrycie, trzeba zabrać lotniskowy pociąg! aby dostać się na terminal skąd miałem już bezpośredni 10godzinny lot do Panama City.

Na terminalu jakiś podróżujący  z napisem na koszulce „La Vida no es perfecta, pero vivimos momentos perfectos” (życie nie jest perfekcyjne, ale chwilę których doświadczamy tak) co mnie wprawia w jeszcze lepszy humor. IBERIA serwuje na pokładzie bardzo dobre jedzenie. Uśmiech od ucha do ucha... jeszcze szerszy w momencie gdy ikona samolotu na ekranie mapy wyswietlającej położenie samolotu  zaczęła zaczyna przesuwać się po Morzu Karaibksim... dziecko szczęścia.

Panamski urzędnik graniczny oglądjąc Paszport, mówi, że bardzo mało Polaków przyjeżdza, ale jeszcze mnie mówiących po hiszpańsku.... zapięczątkował paszport i powiedział: „Bienvenido en Panama”.
Taksówka do centrum z lotniska 30$... Pytam się Pani sprzedającej gazety jak ona dojeżdża do centrum... 5 min piechotą z lotniska jest przystanek autobusowy, autobus do centrum 0.6 $, a oprócz tego przyjemność podróżowania bez turystów, latino z głośników a przede wszystkim jazda tzw. Chicken busem, nazywanym przez lokalnych „Diablos Rojos” – czerwone diabły. Impreza na kółkach i ciekawskie spojrzenia na Gringo z Europy. Odnośnie samego określenia Gringo, większość latynosów określa go tylko w określeniu do Amerykanów a nie wszystkich białych, ale to temat sprzeczny.



Diablo Rojo- Czerwony Diabeł

Ląduje blisko jakiegoś centrum handlowego, robię zdjęcia i pytam się znowu o drogę do hostelu. Życzliwa Pani daje instrukcje gdzie iść i zwraca uwagę żebym uważał na swoją kamere. Latynosi średnio o głowę niżsi ode mnie...ale to w końcu Panama. Przy całej mojej sympatii jaką darzę tych ludzi i zdaniu które sobie wyrobiłem w trakcie wyjazdu, muszę przyznać, że moje pierwsze wrażenie było następujące:
- odnosząc tutejszy świat to polskich/ europejskich realii - co druga osoba wygląda tu tak jakby Ci miała za chwilę przyłożyć nóż do gardła albo w najlepszym wypadku tylko dać po twarzy. Daleki jestem od uprzedzeń, ale Pani posłuchałem i aparat schowałem.

Przyspieszam kroku, trochę błądzę ale spotykam pewnego Francuza, okazuje się, że mieszka w tym samym hostelu i właśnie do niego idzie. Paul przyjechał do Ameryki Środkowej 2 miesiące temu. Był między innymi w La Palma, miejscowści która leży bezpośrednio przy przełęczy Darien przy granicy z Kolumbią. Jest to podobno "najbardziej niebezpieczne miejsce na globie"- jakkolwiek głupio to zabrzmi. Jest to natomiast rzeczywiście dom przemytników narkotyków oraz partyzantów, szlak narkotykowy. To właśnie tutaj „Autostrada Panamerykańska musi przebiegać ok 100 km drogą wodną. Darien Gap to bariera nie do pokonania. O trudach przeprawy przez przesmyk Darien rozpisywał sie W. Cejrowski w swojej książce „Gringo pośród dzikich plemion” :

"Marsz przez Darien wspominam jako najgorszy w moim życiu. Nic go nie przebiło. Żadna inna dżungla nie dała mi się tak we znaki, jak ten niepozorny, mało znany kawałek tropikalnego lasu (…) Z dnia na dzień szło mi się coraz gorzej. Ciężko znosiłem ostre podejścia podobne do wchodzenia po drabinie zrobionej z korzeni wlepionych w błotnisty stok. Miejscami wlokłem się w górę na czworakach."
Wróćmy do Paula. W ciągu 3 dni w okolicach La Palma, Paul i jego znajomy mieli 8 kontroli militarnych. Nie należały one do przyjemnych. Odpuścili sobie w końcu. Przyjechali spędzić czas podróżując a nie spędzjąc go godzinami na przesłuchaniach w placówkach militarnych.

Paul, bardzo sympatyczny koleś, był w Polsce jakiś czas temu i rzucał śmiesznymi anegdotami. Też robił stypendium Erasmusa i też w Niemczech. Są to jego ostatnie dni podróży, wracał do Francji na operacje biodra za 2 dni. Wprowadził mnie trochę w panamski świat, powiedział co zobaczyć i jak.

Hostel Villa Vento Surf z basenem, nad basenem drut kolczasty pod napięciem. Pytam się właściciela z Wenezueli - Leo czy bezpiecznie i co warto zobaczyć... odpowiada:  tak owszem bardzo bezpiecznie... ale trzeba uważać. Hostel 12$ za noc ze śniadaniem, na śniadanie amerykańskie Pancakes, które trzeba sobie samemu usmażyć, git sprawa, polubiłem bardzo. Paul mówi, że to standardowe hostelowe śniadanie ze względu na dużą ilość Gringos w tym rejonie świata.
Hostel Villa Vento Surf




Jedną z głównych atrakcji w Panama City jest promenada a bardziej ścieżka sportowa, prowadząca z centrum Panamy przez kilka kilometrów aż zabytkowego centrum -  Casco Viejo .  Im dalej w stronę Casco Viejo tym piękniejsza panorama na ciąg wieżowców. Miejsce bardzo popularne. Co 500m stoi członek SPI- taka wypasiona wersja naszej straży miejskiej. W odróżnieniu od naszej mają karabiny M16, szacunek obywateli i wogóle lepiej im w drogę nie wchodzić. Po ok.2km spacerze dotarłem do Marketu rybnego...bezpośrednio połączonego z portem rybackim. Świeższych Ryb w tym raju podatkowym nie dostanę, usłyszałem. Trochę już zgłodniałem, poprosiłem o coś najbardziej popularnego, co każdy tutaj je. W odpowiedzie usłyszałem, że muszę spróbować Ceviche. Danie składało się z krewetek marynowanych z soku z cytryny /limonki. Wszystko świeże, nigdy nie mrożone. Smakuje wybornie a po zjedzeniu człowiek czuje się rewelacyjnie. Musiało być świeże!!! Do tego mała puszeczka piwka „Panama”. Zestawienie idealne. 

Droga powrotna to już panorama na Paname nocą. Liczba biegających jeszcze się zwiększyła. Pewnie ze względu na temperature (w dzień ok 33-34, w nocy 26 C.) Mając to na uwadzę, nie powinno się decydować na psa rasy Syberian Husky ( tak takie tutaj widziałem).







Ceviche






Obudziłem się w środku nocy, 4am. Zmiana strefy czasowej nie pozwala spać. Cóż ubieram buty i idę biegać na wyżej opisaną śieżkę. Once in a lifetime experience. Ludzi biegających o tej porze mało...albo raczej wcale. Z obecnych: Ja, żołnierz SPI i jakieś zabłąkane poimprezowe dusze. Sport najlepszy na Jetlag. Lub jak mówi mój kolega: "Sport lub seks... czyli sport". Wróciłem do hostelu cały i zdrowy już przed 6 am. Prysznic, kąpiel w basenie. Poranek prawie idealny. Panamo nadchodzę.

Pani w kuchni przygotowywała już ciasto do pancakes, które trzeba było sobie samemu usmażyć. Usmażyliśmy sobie te naleśniki, siedzimy przy basenie, kolega Paul mówi: „Mira, es un colibri” – Zobacz koliber! I rzeczywiście, nie zdążyłem jednak złapać kamery.. Nad niewielkim basenem drut kolczasty pod wysokim napięciem. Zaczęłem się zastanawiać czy to, że w Panamie jest bezpiecznie to raczej określenie lokalnych ludzi dotyczące zapobiegania niż samymi warunkami panującymi w mieście.


Monsieur Paul

Śniadanie mistrzów: Pancakes



Uderzam na kanał Panamski, Paul wraca do Francji, doradził mi wcześnie, żeby jechać nad kanał z rana bo głównie wtedy przepływają największe statki i jest ciekawiej. Jedziemyy razem  taksówką na główny dworzec autobusowy, koszt taxi 2$ jakieś 20min jazdy. 

Terminal autobusowy Albrook, to w rzeczywistości „lotnisko” pod względem wielkości. Żegnam się z Paulem i wsiadam w  „czerwonego diabła” kierującego się na przystanek Mariflores. 0,5 $. Jadę jakieś 30-40 min. Wysiadam przy elektrowni. Po drodzę do kanału, znaki: „Uwaga: możliwa obecność krokodyli w tym rejonie”. Zaczynam patrzeć nie tylko przed siebie ale także systematycznie w prawo, lewo a nawet i za siebie. Po 5-10 min dostaję się do 4 piętrowego centrum dla zwiedzających. 4 piętrowy budynek, z tarasami widokowymi bezpośrednio na kanał. Wstęp 3 $ dla Panamczyków, 15$ dla reszty. Akurat przepływa duży tankowiec Ocean Princess z Hong Kongu, niewiele mnieszy od tzw. PanamaMax statków- obiektów o maksymalnych rozmiarach zdolnych przepłynąć kanał Panamski (odległość między nimi a krawędziami kanału to 40 cm!). Wokół dużo amerykanów, japończyków i koreańczyków. Enklawa turystyczna. Świetnie zorganizowane i zdokumentowane centrum.  W środku sala kinowa z  puszczanym kilka razy dziennie dokumentem o kanale (ang. i hiszp.) Historia budowy nietuzinkowa. Ektremalne warunki i łamigłówka dla inżynierów, szalejąca malaria, skomplikowana sytuacja polityczna. O wszystkim tym można było się dowiedzieć. Generalnie Panamczycy są z kanału bardzo dumni. Jest niezwykle ważny dla gospodarki kraju. Obecnie trwają prace nad budową  kolejnego przesmyku, zdolnego przyjmować jeszcze większe statki. O jego budowie zdecydowali mieszkańcy w referendum państwowym. Renoma Kanału jest ogromna. Sytuacji pozazdrościli Panamczykom Nikaraguańczycy, którzy cały czas rozważają budowę kanału mającego przebiegać przez Lago de Nicaragua. Projekt na  40 miliardów $, ma być realizowany między innymi przy udziale Rosjan....











W centrum spędzam ok.3-4 h. Zdecydowana większość turystów korzysta z ofert biur aby zwiedzić kanał. Zapewniają one transport i przewodnika. Nie ma bezpośrednich połączeń z centrum nad kanał. Taksówkarze się cieszą. Ja jednak wolę „pomęczyć” się trochę, wracam na przystanek i trąbi na mnie jakaś chica w małym, dostawczym aucie. Uśmiechnięta latynoska pyta się czy mówię po hiszpańsku. Odpowiadam twierdząco. Pyta się dalej dokąd jadę, mówię że do Albrook. Ona na to żebym wsakiwał bo jedzie w tym samym kierunku. Ma na imię Alzira, sprzedaje jedzenie turystom. Dowiadując się, że jestem z Europy, pyta się czy byłem w Amsterdamie i czy jest fajnie... Marzeniem Alziry jest pojechac do Holandii na wakacje. Jej chłopak jest inżynierem w kanale i obiecał, że ją kiedyś zabierze J

Z Albrooka zabrałem za 3 dolary taksówkę do zabytkowej dzielnicy Panamy- Casco viejo. Miejsce ma swój urok, z tego samego względu jest tu zawsze sporo turystów. Na miejscu trochę bud z sprzedawanym lokalnym badziewem made in China i z kobietami w poubieranych w tradycyjne stroje...wszystkie tak samo. 

Najchętniej kupowane są husty z powyszywanymi wzoraami, oczywiście wszystko „hecho a mano”- ręcznie robione... w identycznych kopiach...Prawdziwym hitem okazują się być oryginalne panamskie tablice rejestracyjne (sam przyznam, że dwie kupiłem).  Oprócz tego zakupiłem napój od Pana stojącego mającego na wózku półmetrową bryłę lodu. Ów bryłę lodu skrobię się czymś na kształt metalowego hebla, zeskrobany lód polewa się zagęczonym sokiem i wybraną polewą/skondesowanym mlekiem dodając słomkę. Nie licząc karaibskiego rumu, lepszej rzeczy w trakcie tego wyjazdu nie piłem.


Wracając z Casco Viejo, powłóczyłem się trochę bez celu, trafiając na jakiś lokalny, brudny, nieturystyczny lokalny targ... wszystko kupisz, wszystko zrobisz. Od mechaników silników motorowych, testujących je w poprzecinanych plastikowych beczkach do bardziej oczywistych usług i towarów. Metalowe, prowizoryczne budy, opierające się o sąsiadujące budynki.  W telewizji akurat mecz, Kolumbia grała. Do pracy, wrócą .... może po meczu...albo jutro najwcześniej, kultywując piękną, hiszpańską tradycję MANHANA.

Kolejny dzień w Panamie, Wieczorem autobus nocny do Almirante, stamtąd łódka na Karaiby. Pytam się Wenezuelki pracującej w Hostelu co fajnego można zobaczyć w Panamie. Poleca Calzade de Amador. Jest to wąski przesmyk, 3 km grobla prowadząca do  archipelagu 3 małych wysp. Świetny widok na statki wpływające, opuszczające kanał Panamski. Czego mi Wenezuelka natomiast nie mówi to że Amador jest w budowie, na całej długości stoi wysoki płot, po drugiej stronie trwają prace nad budową drogi. Jakkolwiek i tak było warto. Długi spacer przy wodzie. Podchodzę do wędkarza (jeden z robotników pracujących przy budowie drogi). Pytam się czy to w wodzie długie na 30 cm i szerokie na 5 to... Barakuda. Odpowiada, że tak. Podchodzę kawałek dalej i widzę 2 inne Barakudy ale znacznie większę, ponad metrowe. Jeden z tych tysiąca małych powodów dla których podróżuje.
Jedno czego nie zdążyłem, zrealizować w Panamie to panamski Nightlife. Taksówkarz w drodze z Amador pokazywał mi długi szereg, dużych białych willi. To pozostałość po amerykanach, którzy pomagali tutaj a właściwie nadzorowali budowę czy funkcjonowanie kanałów. Obecnie amerykanie odjechali a w budynkach są kluby i dyskoteki. Centrum imprezowe Panama City. No cóż, może następnym razem.
Gallo Pinto

Akurat po wygranym meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej 2:1

Żołnierz SPI w dzielnicy Casco Viejo


Rozsławione przez amerykańskiego prezydenta Roosevelta Panamskie kapelusze




Mundial!




Wieczorem odebrałem plecak z hostelu i złapałem taksówke do Albrook. Jose, religijny taksówkarz dowiadując się, że jestem z Polski zaczął wychwalać największego z rodaków Jana Pawła 2. Powiedział, że mają tutaj jego pomnik i nadal jest pamiętany i szanowany. Zboczył trochę z kursu, nie zmieniając umówionej ceny i pokazał mi pomnik.  Następnie spytał się co sądze o Benedykcie z Niemiec. Zdanie mieliśmy podobne. Jose uścisnął mi ręke i życzył Buen Viaje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz