Jestem w podróży z Semuc Champey do kolonialnego miasteczka Antigua. Podróż ma trwać cały dzień. Jest poniedziałek. Docieramy do małej wioski tuż za miejscowością Coban. Trwa protest, cała długość drogi zablokowana jest oponami i oraz samymi protestującymi wyśpiewującymi propagandowe piosenki. Dowiadujemy się, że Gwatemalczycy walczą z rządem o lepsze świadczenia zdrowotne. Czekamy cierpliwie, po dwóch godzinach sytuacja się nie zmienia.. Kierowca proponuje, żeby przejść blokadę pieszo i złapać tzw. Chicken busa (lokalne, najtańsze, zatłoczone i wolne autobusy) i tak spróbować przemieszczać się pomiędzy blokadami, których ma być więcej po drodze do stolicy- Guatemala City. Nikt z podróżujących się nie decyduje na takie rozwiązanie. Po 7h sytuacja się nie zmienia. Decydujemy się przenocować w miejscowości 250 tys. miejscowości Coban. Kierowca zawozi nas do taniego hotelu, jakieś 5 dolarów za noc. Hotel zagrodzony wysoką metalową bramą i drutem kolczastym, z całonocnym stróżem wpuszczających gości. Spacery po mieście po zmroku... dla białego gringo- niepolecane. Jest godzina 18, piekarnio-cukiernia rozciąga na wejściu grube i wysokie kraty i w taki sposób obsługuje klientów. Podstawy bezpieczeństwa zachowane - TAK jesteśmy w Gwatemali. „Jest bezpiecznie, ale...”. Ja i Holender z hotelu, dowiadujemy się, że to pierwszy dzień protestu, który oficjlanie ma trwać 3 dni ale tego nikt nie może zagwarantować. O 20stej ląduje już w hotelu, z nadzieją, że uda się wyjechać jutro z Coban...
Następny dzień, sytuacja się powtarza, decyduje się przejść blokadę pieszo i złapać miejscowy autobus. Udaje mi się namówić Polkę i Holendra. Pewien Gwatemalczyk z busa, pyta się czy na pewno chcemy to zrobić? Mówi, że może być niebezpiecznie... nie słuchamy.
Nie mamy ochoty spędzić kolejnej nocy w Coban, łapiemy nasze plecaki, przechodzimy bezproblemowo przez blokade, wcześniej grzecznie pytając o pozwolenie protestujących. Udaje się złapać szybko busa do Guatemala City. Podróż przebiega bezproblemowo. My zadowoleni z siebie. W małym busiku- w europejskich warunkach 12 osobowym, w Gwatemali podróżuje jakieś 25 osób. Z głośników leci latino, przemieszczamy się szybko, cały czas przekonaniu o słuszności podjętej decyzji...
W połowie drogi między Coban a Gwatemala City pojawia się korek, sznur przede wszystkim tirów z przyczepami. Nasz kierowca jedzie pod prąd, lewym pasem – pustym pasem, na którym pojawiały się tylko nawracające auta. Korek liczy jakieś 5-10 km. Dojeżdżamy do jego końca, coraz więcej policji czy wojska, protestujących nie specjalnie widać. Zatrzymują nas w końcu policjanci, mówią, że dalej nie pojedziemy. Kierowca ich zwodzi i mówi, że tylko podjedzie pod położona 200 m dalej stację benzynową.
Podjeżdża rzeczywiście pod stację, ale za chwilę odbija i najwyraźniej chce przez miasteczko okrążyć blokadę aby kontynuować podróż do stolicy. Wszystko bardzo dzieje się bardzo dynamicznie, wygląda tak, jakby wszyscy posłusznie stali w korku czekając cierpliwie, tylko nasz kierowca pędził jakby mu żona miała rodzić w stolicy ;)
Miasteczko nieduże, wąskie drogi, skręcamy w jakąś boczną uliczkę... Znikąd pojawia się kilkanaście osób, krzycząc i wymachując, że mamy stąd „spierd..... uciekać”. Za chwilę zrozumiemy dlaczego... Jakieś 200 m przed nami, widać protestujących, zaczyna się zadyma... Gwatemalczycy uzbrojeni w wystrugane, niemałe kije, z chustami maskującymi ich twarze i kowbojskimi kapeluszami. Słychać wybuchy, widać dym z granatów dymnych. My uciekamy busem, ale kierowca za bardzo nie bardzo wie w którą stronę powinien jechać ale jedzie. Kolejne 5 minut tak wygląda. Z deszczu pod rynne.
Wyjeżdzamy na jakąś szerszą drogę, lewy pas oddzielony od prawego wąskim pasem zieleni. Wygląda na to, że protestujący powoli wycofują się z manifestacji. Z jednej strony pokojowo wracający do swoich domów Gwatemalczycy, z drugiej z przodu widać padających na ziemie ludzi, jedna osoba ucieka przez szczere pole po prawej stronie busa a dwóch uzbrojonych w shotguny „Policistach” ustawiają się obok nas i strzelają do uciekającego...Ludzie w autobusie coraz bardziej nerwowi.. Ja wyciągam paszport i chowam do kieszeni spodni, podobnie gotówkę, a kartę debetową pod wkładkę butów. Zakładam czapkę z daszkiem i zdenerowowany zaczynam się zadawać sobie pytania: w którą stronę uciekać, z plecakiem czy bez i czy wogóle. Jest nas trójka białych, siedzimy na samym tyle busika: ja, Holender i Polka. Polka najbardziej spokojna, pogodzona z sytuacją ale też trochę zrezygnowana. Holender najbardziej zdenerwowany, panikuje, krzyczy na kierowcy: „VAMOS, VAMOS” i wyraźnie wpływa wszystkim na nerwy. Ja zdenerwowany ale siedzę cicho. Ktoś z autobusu oznajmia : ”Ya cuatro muertos”- już 4 cywilów zabili.
Kierowca postanawia ruszyć do przodu, jesteśmy w środku zadymy, gaz łzawiący coraz bardziej daje znać o swojej obecności, oddycham przez swoją buffke, ludzie kaszlą... po chwili zatrzymuję nasz policjant. Na zewnątrz 30 stopni, słońce, wilgotno... Spocony policjant otwiera busa i z bronią skierowaną w stronę pasażerów rozkazuje „wypierd....wysiąść z busu”. My siedząc w ostatnim rzędzie wysiadamy jako ostatni. Uzbrojony Senior zauważa Gringos i momentalnie rozkazuje wsiadać spowrotem i ruszać do przodu. Przejeżdzamy kilkaset metrów i docieramy do drogi krajowej, już drożnej.
Dojeżdżamy z do stolicy i stamtąd postanawiamy zgodnie zabrać taksówkę do Antigua, gdzie docieramy już bezproblemowo.
Na nastepny dzień czytam w lokalnych gazetach o wysokiej liczbie rannych policjantów i ich heroicznej walce oraz o garstce złowieszczych gwatemalczyków, blokujących drogi tysiącom ciężko pracujących obywateli. Ani słowa o rannej ludności cywilnej.
Nie wiem jeszcze, że to nie koniec moich przygód z „Riots” w Ameryce Środkowej. W Meksyku też będzie ciekawie ;)
Gwatemala jest pięknym krajem. Relatywnie bezpiecznym do podróżowania... pod warunkiem, że podróżuję się wydeptanym szlakiem turystycznym, niechcąc być oryginalnym i nie spiesząc się nigdzie i nie starając się na każdym możliwym kroku zaoszczędzić czas czy pieniądze. Można i robić bezproblemowo wyszystko powyższe! Ja po prostu miałem niefarta.
Antigua i górujący nad nią wulkan de Agua |
Poranna erupcja z Volcan de fuego |
Volcan de Agua |
Widok z punktu widokowego Santa Cruz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz