Monteverde



Podróż do Monteverde to podróż bezpośrednim autobusem 14$ za 6 h jazdy, znowu dobry deal. Z przystanku w San Jose określanym jako Coca-Cola. Od taksówkarza uczę się nowego określenia: PURA VIDA, typowe dla Kostarykańczyków, ich hasło przewodnie. Używają go bardzo często, przykładowo jak się im za coś dziękuje, życzą Ci abyś żył pełnią życia, PURA VIDA AMIGO!

Na przystanku poznaje 50 letnią nauczycielkę angielskiego z Kanady. Mieszka w Managui i uczy angielskiego nikaraguańskich biznesmenów. Poza tym jest fizjoterapeutką i uczy jogi. Przyjechała do Ameryki Środkowej ze względu na klimat i kulturę. O swoje bezpieczeństwo nie dba, IF ITS MY TIME ITS MY TIME- podkreśla. Utwierdza mnie w przekonaniach o kanadyjczykach, zawsze niezwykle uprzejmi i otwarci.

Podróż autobusem do Monteverde to podróż bez większej historii. Końcówka była jednak bardzo interesująca. Jeśli mnie pamięć nie myli ostatnie 17 km jechaliśmy przeszło 1,5 h. drogą bardzo stromą pod górkę. Droga żwirowa, mokro i dużo kamieni. Nie mam pojęcia jak 40 osobowy autobus mógł tam podjechać. Siedziałem z przodu tuż koło kierowcy. Pod koniec trasy przyszła do mnie pewna pani i spytała czy może usiąść obok gdyż zrobiło jej się nie dobrze...po kilku minutach Kathia poczuła się lepiej. Kathia mówiła płynnym amerykańskim akcentem. Urodziła się w Santa Elena, głównej miejscowści w Monteverde. Córka amerykańskich Hippies.

Kolejny hostel na mojej liście to Cabinas Vista al Golfo, prowadzony przez pół Włocha pół Izraelczyka, który podjeżdzał do pracy swoim Tukiem-Tukiem. Wprowadzam się do pokoju. Reszta Backpackerów jak zawsze uśmiechnięta, ale tutaj relatywnie cicha. Zaczynam się rozpakowywać. Do pokoju wchodzą dwie dziewczyny. Głośne, uśmiechnięte i przebojowe. Casey i Julka z Perth w Australii. Okazało się, że jechaliśmy tym samym autobusem, tylko dziewczyny wysiadły przystanek później. Od razu łapiemy świetny kontakt. Jest 22:00 ogarniamy się i wychodzimy na miasto do jedynego klubu w mieście- AMIGOS. Knajpa niepozornie wyglądająca z zewnątrz, w środku jednak sporo przestrzeni i ogromna scena z DJem. Zamawiamy najlepsze burgery w ameryce środkowej i piwkujemy/drinkujemy. Amigos zaczyna się zapełniać. Dużo dziewczyn, bardzo dużo dziewczyn. Nigdy wcześnie nie byłem w miejscowości w której było tak znacznie więcej dziewczyn niż chłopaków... głównie Amerykanki na kursach hiszpańskiego. W Amigos pierwszy raz zobaczyłem Cupid Shuffle. Jakaś Wietnamka z New Jersey zaśpiewała Hips Dont Lie lepiej od Shakiry..działo się.




Jedną z największych atrakcji w Monteverde są Parki linowe. Przyjemność relatywnie droga, 45$ ale zdecydowanie warta wydania tych pieniędzy- sam się nie wybrałem ale znajomi byli zachwyceni.


Ja wybrałem dzień na hikingu po Santa Elena Cloud Forest Reserve.Rezerwat jak i wszystkie w okolicy jest prywatny. Wstęp kosztuje 14$.  Zmokłem do suchej nitki, pobłądziłem trochę ale przyroda wynagradzała wszystko. Spędziłem tam pół dnia. Kolejną połowę poszedłem sobie obejrzeć drogę którą przyjechaliśmy nocą i pokręcić się trochę z dala od turystycznej Santa Elena i zobaczyć jak wszystko wygląda. Przeszedłem z górki dobre 5 km. Nie miałem ochoty wracać tyle na nagoch więc zaczęłem łapać stopa. Pierwszy samochód się zatrzymał podrzucił mnie do samego centrum. Pochodziłem trochę po wiosce a wieczorem znowu było party w Amigos a wcześniej biforek w polsko-australijsko-amerykańsko-holenderskim towarzystwie przy przywiezionym przeze mnie panamskim rumem ABUELO.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz