Barcelona

Ryanair jest dobry, bo jest tani i dowozi pasażerów na miejsce... 20:35 Lot 6395 z Dublina do Barcelony. Miejsce przy oknie, sympatyczna współpasażerka, widoczność jak na Irlandie–spektakularna....pozwala delektować się przejrzystym widokiem na półwysep Howth, Bull Island, port aż po położonego na płd-wsch krańcu Irlandii Wexford. Dziecko szczęścia ze mnie, myślę sobie. Będę tego określenia używał tu często ...
Tak też o 24:00 wylądowałem na lotnisuku El Prat w Barcelonie. Błogie poczucie wysokiej temperatury i niskiej wilgotności powietrza momentalnie spowodowały poczucie euforii dla kogoś mieszkającego „na stałe” w Dublinie. Szybko Aerobus za 5 Euro dowiózł do centrum na Plaza Catalunya. Popytalem taksówkarzy o drogę, trochę pobłądziłem ale o 1 w nocy byłem juz w hostelu. Hostel zarezerwowalem sobie w sąsiedztwie (200m) od rozsławionej ulicy La Rambla. Sun&Moon Hostel, należy do tak zwanych „Party-Hostels”. W 8osobowym pokoju głównie Brytyjczycy a właściwie Brytyjki, przelewające wódke do plastikowych butelek i ogólnie szykujące się do wyjścia. Łóżka piętrowe, na jednym z nich na dole jakaś parka z prześcieradłem zawieszonym z góry na dół łóżka (podstawowy trik, którego trzeba się nauczyć, mieszkając po hostelach aby mieć więcej prywatnośći...) ewidentnie czekająca jak wszyscy wybyją na imprezę. Dla mnie był to normalny poniedziałek w pracy od 7 do 16, szybka podróż do domu, pakowanie się i na lotnisko... NO EXCUSES, szybki prysznic i na miasto...
Na La Rambla pełno hinduskich sprzedawców sprzedających piwo (W Nocy sprzedają piwo,za dnia wodę mineralną, a jak zaczyna padać to zaczynają krzyczeć „Paraguas/ Umbrella my friend”). Co 50m stoją prostytutki z Afryki, nachalnie oferujące swoje usługi. Demony z Tajlandii wróciły. Chodzę sam, szybko, z butelką minerlanej wody... ( nie wyglądam na pijanego turystę, szukającego seksualnych wrażeń) ale i tak dziewczyny nie dają za wygraną. Była 1:30, na ulicach głównie rozwydrzeni i wyraźnie pijani Brytyjczycy cieszący się katalońskim Nightlifem, urodziwe Hiszpanki rozdające ulotki i zapraszające do klubów i ww. sprzedawcy. Kanapka „Jamon con queso” i pączki na Plaza Real, jakies krótkie rozmowy z przypadkowo poznanymi osobami.. Kręcę się trochę bez celu i wracam do hostelu.
Mam tak naprawdę 1 cały dzień w Barcelonie, byłem tu 2 lata wcześniej.. nie mam planu,  chyba tylko tyle, żeby przejść się w ciągu dnia po La Rambla, na plażę oraz zobaczyć jak postępują prace przy Sagrada Familia. Zachaczam też o muzeum Picassa, wstęp ok 11 euro i kolejka Japończyków zniechęca mnie do wejścia. Przyjdzie na to jeszcze czas. Idę dalej na północ. Jestem w Parku de la Ciutadella z Zamkiem trzech smoków „Castell dells tres Dragons”. Bardzo zadbany park, wokół dużo biegających, idealne miejsce do chillowania z bezposrednim widokiem na Łuk triumfalny... No dobra: łuk triumfalny, zamek.... tak naprawdę fajne dziewczyny biegają wokół, więc zostaje tu na trochę.
Z plażą w Barcelonie to kojarzy mi się głównie promenada „Passeg Maritim”. Moją uwagę zwracają również bezciężarowe, plażowe siłownie z pompującymi się chicos. Podrożowanie podróżowaniem ale „Training has to be done” i się przyłączam na pół godzinki treningu. No i kąpiel w morzu. Następnie pielęgnowanie, jednej z najpiękniejszych moim zdaniem hiszpańskich tradycji- SIESTA.
Budzą mnie 2 sympatyczne Walijki, Laurie jedna z nich do złudzenia przypomina Matylde z Leona Zawodowca - Natalie Portman. Dziewczyny przyjechały na festiwal i ogólnie chyba się bardzo dobrze bawiłą. Bezpośrednio z koncertu łapią samolot spowrotem na wyspy. Trochę karkołomne, jak impreza była dobra to prawdopodobnie im się nie udało. I znowu wódka przelewana do butelek po wodzie mineralnej. Kryzys dotknął także Walię a studentki muszą sobie jakoś radzić.
Następnie Sagrada Familia, a właściwie plac budowy i kolejka na 300m aby dostać się do środka za 14 Euro. Polecam obejrzeć wideo, obrazujące planowany przebieg prac: 


Wieczorem mecz w towarzystwie brazyliczyków przeciwko Chorwacji w przytulnej Cervezeria. Oliwki i hiszpańskie piwko...Życie jak w Madrycie.. w Barcelonie. Prawdziwa przygoda ma się dopiero zaczać. Jutro lot do Madrytu. Następnie Panama City! „Bo ja jestem bracie dziecko szczęścia, urodzony w niedzielę” Jak mój bohater Franek Dolas.

La Rambla



Znajdź 3 różnice

Wnętrze Muzeum Picassa (jeszcze bezpłatnie...albo  oszukałem ochroniarzy)

Zamek Trzech Smoków


Passeg Maritim

Pump it up


Uwspółcześniona wersja "Damy z łasiczką"

Dziecko szczęścia



Placa de Gaudi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz